Athletic Bilbao staje naprzeciw Czerwonym Diabłom: Opowieść o nadziei, dramacie i odrobinie magii
Pewnego razu, w legendarnym Stadionie San Mames, ukrytym w sercu Bilbao—miejscu, gdzie marzenia o futbolu są tak sacrosankcyjne jak krzywizny Guggenheima—Athletic Bilbao stawił czoła Manchesterowi United w półfinale UEFA Europa League. To była noc, w której stawka była wyższa niż saga 'byliśmy na przerwie' Rossa i Rachel, a obie drużyny walczyły o upragnione miejsce w finale.
Gdy sędzia zagwizdał, baskijskie lwy Athletic Bilbao ryknęły z ambicją, mając na celu europejski finał na własnym boisku. Jednak Czerwone Diabły, prowadzone przez taktyczną mądrość swojego trenera, zdawały się być zdeterminowane, by odegrać rolę psującego imprezę. Casemiro—ten maestro pomocy z większą ilością sztuczek w rękawie niż magik na przyjęciu urodzinowym dla dzieci—otworzył wynik w 30. minucie. Jego gol był arcydziełem, malując noc na czerwono dla Manchesteru United.
Jednak jak w zwrocie akcji w filmie Christophera Nolana, dramat się zaostrzył. Pięć minut później, rzut karny został przyznany Manchesterowi United—moment, w którym Dani Vivian, nieustępliwy obrońca Bilbao, został ukarany czerwoną kartką za faul w polu karnym. Zawsze skuteczny Bruno Fernandes podszedł do piłki, spokojny jak kot na promieniach słońca, i pewnie strzelił gola. A zanim pierwsza połowa mogła opuścić scenę, Bruno uderzył ponownie, zapewniając prowadzenie 3-0, które wydawało się tak nieosiągalne jak wspinaczka na Everest bez tlenu.
Dla Manchesteru United, to zwycięstwo było rzadkim jasnym punktem w sezonie krajowym, pełnym wzlotów i upadków jak finał sezonu Gry o Tron. Z solidnym prowadzeniem, teraz przystępują do drugiej części z pewnością doświadczonego gracza pokera trzymającego królewskiego pokera. Tymczasem Athletic Bilbao stoi przed Herculejskim zadaniem—odwrócenia losu na swoją korzyść, gdy zbliża się rewanż.
Stawka jest wysoka, a motywacja dla Athletic Bilbao jest wyczuwalna. Możliwość rozegrania finału u siebie pozostaje marchewką, która kusi ich w każdej chwili. Czekając na drugi akt tego piłkarskiego dramatu, nie można się powstrzymać od zastanawiania się: czy Bilbao napisze powrót godny hollywoodzkiego hitu, czy Czerwone Diabły będą kontynuować swój marsz? Tylko czas pokaże, ale jedno jest pewne—futbol, ze swoją nieprzewidywalnością, pozostaje piękną grą.